Gdyby wielkość artysty mierzyć jego skromnością, dla Damiana Gozdura zabrakłoby skali. Tatuuje od ponad dekady, robi makiety, gra na gitarze, maluje… I w niczym nie czuje się dość dobry, by się tym pochwalić. Czas więc, by ktoś to zrobił za niego. Koledzy i koleżanki po fachu oraz pasjonatki i pasjonaci sztuki tatuażu znają i cenią go już od dawna, ale jeśli świat tatuażu dopiero poznajecie, to mogliście o Gozdim nie słyszeć, bo sociali unika jak ognia. Nie ma parcia na szkło ani na fejm, ani w ogóle na nic. Nie musi. To wy powinniście mieć parcie, żeby poznać jego! Przed Wami Gozdi!
*Magdalena Krakowiak TATTOOFEST MAGAZYN
⠀
Gozdi, pod jakim kamieniem mieszkałeś, że przez jedenaście lat całkiem udanej kariery jeszcze nie było Cię w Tattoofeście?!
Ostatnio nawet śmiałem się z dziewczyną, że dopiero jak przeprowadzicie wywiady z każdym tatuatorem z Polski i nie będzie o czym pisać, wtedy mnie zaprosicie. A tak serio, to chyba zwyczajnie nie przyciągam większej uwagi. Nie udzielam się nigdzie, średnio pojawiam się na konwentach, a moje media społecznościowe to tylko galeria zdjęć tatuaży. Czasami wrzucę zdjęcia piesków. Ale nie powiem, kiedyś moim małym marzeniem było to, żeby mieć wywiad w Tattoofeście.
A już myślałam, że powiesz o kosmitach, że Cię porwali czy coś w tym stylu (śmiech). Miałam nawet nadzieję, że o nich pogadamy, bo wiem, że jeszcze niedawno – tak jak ja – byłeś fanem „Starożytnych Kosmitów”. Ale wiem też, że już Ci przeszło. W ogóle dość zmienny jesteś. W tatuażu na przykład pracujesz już w drugim (jeśli nie trzecim, bo po drodze była jeszcze gdzieś kaligrafia) stylu. Skąd przeskok od kreskówek do tatuażu tradycyjnego?
Kosmici mnie porwali, ale zakazali o tym mówić, więc nie opowiem. „Starożytnych Kosmitów” w sumie wciąż lubię, ale nie oglądam, bo nie mamy kablówki. Teraz za to jestem fanem paranormalnych zjawisk uchwyconych na kamerze. Jeśli chodzi o style, to kreskówki robiłem kilka ładnych lat. Była chwilowa zajawka na litery, ale dla mnie to straszne nudy. Na początku 2018 przerzuciłem się na amerykański styl tradycyjny, bo byłem wypalony i znudzony, a na kreskówki i tak nie było wielu chętnych. Pomyślałem sobie, że te wzory są zbyt szalone i infantylne, przez co nie są dla każdego, a oldschool to styl bardziej rozpowszechniony i poważany, na który się znajdzie więcej chętnych (w myśl zasady – lubimy to, co już znamy). Postanowiłem spróbować i ten zwrot to była super sprawa!
Czuję się dużo lepiej w traditionalu i pracuje mi się przyjemniej, bo spora część osób, które do mnie przychodzą, to pasjonaci tego klimatu. Dużo frajdy sprawiała mi też nauka rysowania i tatuowania w stylu starej szkoły i czułem zajawkę dokładnie taką samą jak wtedy, kiedy stawiałem swoje pierwsze kroki w 2009 roku. A pomysł na przerzucenie się akurat na oldschool pojawił się dlatego, że bardzo lubiłem ten klimat od samego początku przygody z tatuowaniem.
A z makiet dlaczego zrezygnowałeś? Kilku tatuatorów mówiło mi, jaki ten Gozdi wszechstronnie utalentowany i jakie super robił kiedyś makiety. Ja nie zdążyłam ich nawet zobaczyć, ale ci, którzy widzieli, mówią zgodnie, że to wielka szkoda, że przestałeś się tym zajmować.
Dużo osób o to pyta, bo te dioramy się podobały. W robieniu makiet chyba największą frajdą i celem było samo nauczenie się, jak robić je z niczego. Bo tworzyłem je z tego, co dostępne pod ręką, żaden element nie był z gotowego zestawu modelarskiego. Miałem takich dwóch artystów, którzy są dla mnie mistrzami i bardzo się nimi jarałem. Obaj zauważyli moje prace i zaczęli śledzić profil. Żartuję sobie, że osiągnąłem wszystko, co mogłem, skoro podobały im się te rzeczy, więc przestałem budować. Teraz skupiam się na malowaniu i czasami, jeśli mam wenę, to uczę się gry na gitarze basowej.
Czyli rzucasz coś wtedy, kiedy osiągasz w tym mistrzostwo?
Chciałbym kiedyś w jakiejś dziedzinie osiągnąć mistrzostwo, ale na razie tylko w jedzeniu pizzy jestem doskonały. Moją główną pasją jest rysowanie i malowanie, a wszystkie inne zajawki przychodzą i po pewnym czasie odchodzą. Niektóre po latach wracają, ale raczej nie zostają na stałe.
Jeść pizzę też trzeba potrafić! Do tej długiej listy talentów dodałabym jeszcze jeden. Jesteś świetnym nauczycielem! To ty nauczyłeś rysować i tatuować swoją dziewczynę. I to z jakim skutkiem! Coco Sparkle zrobiła tak wielkie postępy, że ją maglowałam już rok temu, a jej słynny Baphomecik siedzi na mojej nodze. Nie myślałeś o tym, żeby dzielić się wiedzą również z innymi adeptami sztuki tatuażu?
Twój Baphomet jest super! A Coco w ogóle mnie nie słuchała i zawsze mówiła „ale ja zrobię po swojemu”, kiedy coś jej doradzałem. Jestem bardzo dumny z Magdy, jej tatuaże są niesamowite i widać ciągły progres. Do tego bardzo ciężko pracuje, codziennie rysuje, super ogarnia social media i ma kontakt ze swoimi odbiorcami. Wracając do dzielenia się wiedzą z początkującymi, to chętnie to robię, jeśli ktoś zapyta. Na tyle, ile mogę, to pomagam, doradzam i podpowiadam. Ale nie myślałem, żeby to robić na jakąś szerszą lub komercyjną skalę, bo nie czuję się na tyle kompetentny. Gdyby trafiła się osoba z pasją, która chciałaby się u mnie uczyć rysowania i tatuowania oldschoolu, to bym się pewnie zgodził, ale nigdy nie miałem takiej sytuacji.
Myślę, że teraz możesz się spodziewać zatrzęsienia wiadomości w sprawie przyjęcia na staż, ale z twoją wiedzą oraz doświadczeniem to i seminaria mógłbyś prowadzić! Rozumiem jednak, że jako introwertyk wolisz stać z boku niż być na świeczniku. Ma to swoje zalety, bo z boku bardzo dobrze wszystko widać. Co tam zaobserwowałeś przez jedenaście lat pracy w tatuażu? Jakie zmiany zaszły w tym świecie na przestrzeni dekady?
O nie, to pytanie jest za trudne, żeby odpowiadając, nie wyjść na boomera. Bardzo dużo się pozmieniało. Kiedyś robienie dobrych tatuaży wystarczało, żeby mieć klientów. Dziś bez bycia aktywnym w Internecie jest ciężko. Do tego nowi tatuatorzy wyrastają jak grzyby po deszczu, bo łatwiej jest zacząć, więc konkurencja też jest większa. Wydaje mi się, że zmieniła się również motywacja do wejścia w świat tatuażu. Chyba mniej teraz pasji, a więcej chęci pieniądza i fejmu. Pojawiło się wiele nowych stylów tatuowania, które są dziś bardzo popularne i wyznaczają trendy. Mam wrażenie, że lata temu robiło się więcej kolorowych prac, natomiast teraz więcej czarnych. Pozytywną zmianą jest świadomość osób przychodzących po tatuaże. Ludzie interesują się dziarami, wiedzą więcej, mają bardziej otwarte głowy, odważniejsze pomysły i częściej dają wolną rękę artyście lub wybierają z gotowych wzorów. A nam tatuatorom jest łatwiej, bo pojawiły się tablety, drukarki do kalek i bezobsługowe maszyny do dziarania.
Czym są odważne pomysły dla kogoś, kto siedzi w branży i widział jeśli nie wszystko, to na pewno wiele? Jaki był najodważniejszy z tych, które przyszło Ci realizować?
Dla mnie odważnym pomysłem na pewno jest tatuowanie czegoś na twarzy. Nigdy nie rozumiałem natomiast wzorów przedstawiających realistyczne siusiaki i waginy. Czasami myślę sobie, jaki najdziwniejszy czy najodważniejszy tatuaż zrobiłem, ale niestety nic mi nie przychodzi do głowy. Chciałbym mieć jakąś ciekawą historię do opowiedzenia, bo ludzie często o to pytają podczas tatuowania, ale chyba nigdy nie robiłem nic naprawdę hardcorowego. Nigdy nie miałem też jakiejś przegiętej sytuacji z klientem, raczej wszystko w normie, bez ekscesów. Same nudy.
Na pewno nie jest aż tak źle. Skoro nie masz hardcorowych historii, ale chcesz czymś zająć klienta, zawsze możesz mu opowiedzieć o swoich pieskach. Zresztą Magda kazała mi Cię o nie zapytać (śmiech). Nie wiem, co dokładnie miałoby to być, więc może po prostu powiedz o nich kilka słów.
Pieski to moje życie. Luna jest niedużym kundelkiem i jest najstarsza z całej ekipy. Ma czternaście lat, ale lubi się bawić i być głaskana przez ludzi. Lola to mopsia, emerytowana modelka, właśnie skończyła dziewięć lat. Najbardziej lubi jeść pizzę i przeganiać Lunę z posłania. Niedawno dołączyła do nas długowłosa chihuahua Pumpkin, która ma najostrzejsze ząbki, a jej pasją jest szczekanie na wszystko. Mam nadzieję, że jak podrośnie, to jej przejdzie. Dziewczyny są charakterne, sieją postrach na osiedlu, ale w domu są słodkie i kochane. Moim marzeniem jest przygarnąć kolejnego psiaka, najlepiej greyhounda. Piesków nigdy nie za dużo.
⠀
To prawda. Pojawiają się nawet w twojej najnowszej zajawce, czyli malarstwie. Pewnie nie mogłeś się doczekać, by trochę o tym pogadać, więc teraz masz okazję, bo właśnie nadszedł ten moment! Twoje obrazy klimatem przywodzą mi na myśl Amerykę lat pięćdziesiątych. Dokładnie tak, jak tatuaże, które obecnie robisz. Interesuje Cię ten okres kulturowo, czy po prostu podoba Ci się taka stylistyka?
Cieszę się, że czuć ten klimat na obrazach, bo właśnie chodzi mi o taką podróż w miejscu i czasie. Jestem zakochany w Stanach, a zwłaszcza w Kalifornii. Skąpane w słońcu palmy, baseny i klasyczne auta to coś, co mnie kręci. Lubię mocno klimat vintage. Stylistyka, design, sztuka i architektura okresu mid-century modern… bardzo mi się to wszystko podoba. Sam kiedyś miałem chevroleta z 1963 roku. Ale za to nie trafiają do mnie pin-upki czy rockabilly. Teraz uczę się malować pieski i chciałbym, żeby to właśnie one stanowiły główny motyw moich prac.
Polski Edward Hopper, tylko z pieskami! Ale wiesz, że jak też chcesz zrobić taką karierę, to musisz zacząć sprzedawać obrazy, zamiast trzymać je w domu? (śmiech) Może na początek chociaż jakaś wystawa, skoro tak poważnie traktujesz malarstwo?
Hopper to prawdziwy artysta, a ja to zwykły amator. Na razie nie sprzedaję tego, co już namalowałem, bo właśnie zbieram obrazy, żeby zrobić wystawę. Oczywiście jeśli znajdę miejsce, gdzie będą chcieli to pokazać. To takie moje małe marzenie. Choć niestety malowanie idzie mi wolno, bo często po pracy nie mam już siły siadać do sztalugi. Ale traktuję to wszystko bardzo poważnie i jedyne, o czym teraz myślę, to właśnie malowanie.
Coś Ty taki skromny?! Skąd problem, by przyznać, że po prostu jesteś w czymś dobry? Mój profesor na kulturoznawstwie często powtarzał, że sztuką jest to, co ktoś uzna za sztukę. Co więc twoim zdaniem różni prawdziwego artystę od amatora?
Może i jestem dobry, ale moje prace, czy to w tatuażu, czy na płótnie, to nic wyjątkowego. Moim zdaniem prawdziwy artysta potrafi ze zwykłych rzeczy uczynić rzeczy niesamowite, no i niewątpliwie ma solidny warsztat plastyczny, z którego świadomie korzysta. To go odróżnia od amatora.
A Ty nie masz?!
Mam, ale za słaby. (śmiech)
Jesteś dla siebie zdecydowanie zbyt surowy. Mimo to planujesz zająć się malarstwem na poważnie. Na koniec chciałabym, żebyś zdementował pogłoski o tym, jakobyś planował rzucić dla niego tatuowanie! Nie zrobisz tego, prawda?
Tatuowanie jest dla mnie bardzo stresujące, a to źle wpływa na moje zdrowie. Może gdybym mógł robić tylko tatuaże w moim klimacie, to byłoby luźniej. Więc zamiast się stresować, wolałbym siedzieć w domu z pieskami i rysować lub malować, oglądając „Trudne sprawy”. Ale to raczej mało realne, więc będę pewnie tatuował jeszcze przez długie lata.
Instagram: @damian.gozdur
Facebook: @Damian * Gozdi * Gozdur
WhatsApp us